sobota, 30 listopada 2013

Denko listopad 2013

Może i ostatnio jest tu trochę nudno, bo mam mało czasu, żeby wrzucać cokolwiek, ale się stara. Z tych starań wychodzi mi najlepiej denko. Uwielbiam patrzeć jak kończy mi się szampon, jak rosną reklamówki z pustymi opakowaniami. Uwielbiam i bardzo się cieszę, kiedy tylko widzę dno pudełka :) Zacznijmy, bo u mnie zawsze dużo i długo.


Garnier Ultra Doux szampon i odżywka z morelą i olejkiem migdałowym. Bardzo polubiłam ten zestaw, bo ma przyjemny owocowy zapach. Szampon zmywa oleje, nie obciąża włosów.  Odżywka świetnie je zmiękcza, wygładza i dają się rozczesać. Produkty pozostawiają włosy lekkie i sypkie, tak jak lubię :) Jednym ich minusem jest wydajność. Starczają mi na może 10 myć.
Maska Kallos Latte gości u mnie po raz drugi i po raz drugi jestem zadowolona z jej działania. Kosztuje 5 złotych, a odżywia włosy jak produkt za 50. Dodatkowo pozostawia piękny zapach, który uwielbiam. Recenzja


Seria Alterry z granatem i aloesem. Szampon okazał się zbyt ciężki jak na moje włosy. Przetłuszczał je i plątał. Odżywka była średnia, słabo się po niej rozczesywały włosy, były szorstkie i szczotowate. Maskę miałam po raz trzeci i uważam, że jest ona najlepsza z całej tej serii. Bardzo dobrze wygładza, odżywia włosy są miękkie, sypkie i nie puszą się.


Garnier Ulta Doux z rozmarynem i oliwą. Szampon, tak jak jego brat powyżej, spisywał się świetnie. Zmywał wszystko i odświeżał bez podrażniania. Odżywka też była świetna. Wygładzała, nie obciążała, zmiękczała i wszystko co dobre. Produkty tez mało wydajne, ale dobre. Minusem jest zapach. Bardzo ziołowy i lekko duszący, który utrzymuje się na włosach. Nie jest to smród, ale po regularnym stosowaniu bardzo męczył. Jeśli zatęsknię to kupię.


Szampon Alterra papaja i bambus. Mój ulubiony. Dobrze odświeża, ma ładny zapach i jest delikatny, a do tego tani :) Tylko kupować.
Odżywka z Balea mango i aloes. Bardzo dobrze wygładzała włosy, były śliskie i lekkie. Dobrze się rozczesywały i pięknie błyszczały. Świetna. Jeśli ją gdzieś dorwę to kupię. Do tego pachniała lekko mango, więc mnie porwała.

Joanna odżywka bez spłukiwania  z serii czekoladowe. Śmierdziała słodko, chemicznie, z włosami nie robiła nic. Bubel.
Pantene Pro-V Aqua Light odżywka w sprayu. Moja ulubiona, pięknie pachnie, nabłyszcza, odżywia i ułatwia rozczesywanie. Zapach unosi się wszędzie. Zawsze do niej wracam. Tylko opakowanie trochę słabe, bo jest za duże do kobiecej dłoni, wcześniejsze było o niebo lepsze. I tak ją kupię. :)
Batiste Tropical suchy szampon. Jak zawsze świetny i zapach i działanie. Lubię je i będę do nich wracać, bo są najlepsze.


Maksa drożdżowa Babuszka Agafia. Używałam bardzo niesystematycznie i tylko na skórę głowy, bo średnio się sprawdzała na całych włosach. Zmierzyłam długość włosów i okazało się, że przybyło mi około 5 cm w miesiąc. Myślę, ze to świetny wynik. Odkupię ją i będę używać codziennie pod turban, a później zdam Wam relację jak poszło. Powiem, ze maska używana na całe włosy byłaby bardzo mało wydajna, bo jest lejąca.
Wcierki Jantar zaczęłam używać, kiedy skończyła mi się maska Agafii. Produkt przelałam do opakowania z atomizerem i rozpylałam tylko na skórę głowy, dzięki czemu stał się bardziej wydajny. Zmniejszył wypadanie moich włosów i zauważyłam małe włoski przy linii czoła, mam nadzieję że to dzięki niej, bo widziałam wiele postów ze zdjęciami, że ten produkt zmniejszył zakola. Mi bardzo odpowiada ta wcierka i jestem w połowie drugiego opakowania. Product może lekko obciążać włosy u nasady!


Trochę oszukane denko, ale nie będzie mi zalegać. Drugie opakowanie od Jantara. Szklana flaszeczka jest sprzedawana w takim kartoniku.
 Grace Cole peeling arbuz i czerowny grejpfrut. Bardzo drobne drobinki, które słabo ścierały, nic się nie pieniło, trochę spływał. Zapach pod prysznicem był dość intensywny, ale szybko wietrzał na ciele. Kupiłam go w Hebe za 12 złotych, bo był w promocji i jeśli dobrze pamiętam, to normalnie kosztuje około 20 złotych. Bardzo dużo jak na produkt, który starczył mi na 5 razy.


Żel z Adidasa. Był super, miał drobinki, zielony kolor i piękny cytrusowy zapach.
Kremowy żel z Dove. Bardzo miłe uczucie pozostawało na skórze po jego użyciu, gęsty jak krem, zapach charakterystyczny dla kosmetyków Dove, lekko się pienił, nie używałam po nim balsamu i nie czułam ściągnięcia.
Original Source malina i czekolada. Cudowny zapach ciasta i za to tylko kocham te żele. Ściągają skórę, są mało wydajne i drogie. Dlatego czekam na promocje i używam po nim nawilżacza :)


Orginal Source cytryna i trawa cytrynowa. Mają zapach świeżo skoszonej trawy i lata. Uwielbiam.
Kaktus i guarana to letnia limitowanka, która była cudowna. Przepiękny zapach koktajlu w gorący dzień :)


Oliwka Hipp to najlepsza na jaką trafiłam. Szybko się wchłania, nie zostawia tłustych plam i lepkiej skóry. Nawilża i wygładza skórę. Nie zawiera parafiny i delikatnie pachnie.
Eveline superskoncetrowane serum antycellulitowe. Jak dla mnie najlepsze. Nie wiem, które to opakowanie, używam, działa i koniec. Recenzja


Masło do ciała z Palomy Tropical Fruit. Pachnie owocowo i lekko. Dobrze nawilża i wygładza skórę. Na drugim miejscu ma parafinę i to jego minus, ale na trzecim masło kokosowe i to je ratuje. Bardzo lubię te produkty. Kiedyś miałam masło kakaowe i też byłam zadowolona.
Rafinowane masło kakaowe ze zróbsobiekrem.pl okazało się bardzo męczące w używaniu. Nie pachniało, a szkoda. Było twarde jak kamień, więc przed jakimkolwiek użyciem musiałam je rozgrzewać. E tam, zmęczyłam się tylko jego używaniem, a efekty były takie jak o olejku arganowym, który ciągle jest płynny.
Masło shea Organique o zapachu cytrynowym. Super produkt. Świetnie nawilżało stopy i dłonie. Starczyło mi na bardzo długo i na pewno do niego wrócę.


Maseczka Perfecta była super. Mam jeszcze jedną. Mocno nawilżała. Miała lekko seledynowy kolor. Nie zasychała tylko wchłaniała się w twarz. Starczyła mi na 4-5 razy. Dzięki niej zapomniałam o suchych skórkach. Kupiłam ją w Biedronce.
BeBeauty żel-krem. Dobrze zmywa makijaż, bez podrażniania i wysuszania. Nie pieni się, łatwo go zmyć i jest tani. Więcej pisałam w recenzji. 


Płyn do demakijażu z Lirene. Usuwa każdy makijaż i jest ulubieńcem mojej mamy. Żaden wodoodporny tusz, eyeliner nie są mu straszne. Nie zostawia tej meczącej warstwy na oczach. Pozostawia tłusty olejek, ale i tak go zmywam, więc nie robi to takiej różnicy.
Płyn do demakijażu Loreal. Bardzo dobry, mój ulubieniec. Zmywa wszystko i nie zostawia po sobie śladu. Zachowuje się tak samo jak ten z Lirene, ale jest droższy.


Nivea Invisible. Kolejne opakowanie. Dobry produkt, robi to co ma robić, ale na razie sobie odpoczniemy od siebie.
Avon Infinite Moment. Zapach bardzo kobiecy. Należący do średnio ciężkich,ale otulających. Dobrze się utrzymywał. wizaż Czuć w nim wanilię i coś orientalnego. Nie kupię go ponownie, bo mam inne flakony do zużycia.
Bath and Body Works żel antybakteryjny Cheeky Berry. Bardzo mi się podobał, był lekko waniliowy i owocowy. Zapach utrzymywał się na dłoniach i nie wysuszał.


Krem BB z Catrice. Jak dla mnie o po prostu suchy podkład z lekkim kryciem. Wysuszył mi skórę. W ogóle mi się nie podobał na twarzy. Jest go jeszcze połowa, którą wyrzucam, bo nie nawiedzę tego ściągnięcia które on robi. Będzie o nim więcej, ale to później
Szminka 050 Princess Peach z Catrice. Kupiłam ją w wakacje rok temu. Użyłam dwa razy i odstawiłam. Ostatnio robiłam przegląd i doszłam do wniosku, że jest mi ona zbędna i w ogóle się nie sprawdza. Wygląda na ustach sztucznie, od razu po nałożeniu jest zważona, wchodzi we wszystkie zmarszczki, zostaje na zębach, rozlewa się i ie polecam, wyrzucam. Nie będę nikomu oddawać bubla
Lakier z Yves Rocher w kolorze porzeczka. Malutki, bo 3ml, ale bardzo fajny lakier. Dałam radę go zużyć i jestem zadowolona. Trwałość całkiem niezła, kolor świetny, dobrze się nakładał, ładnie błyszczał, nie zgęstniał. Nie będę ich więcej kupować, bo szkoda mi pieniędzy.


Cień w kremie z Essence z limitowanki Circus Circus. Bardzo fajny kolor oliwkowo-brązowy. Wyrzucam, bo go nie używam, lekko przysechł i mam go już długo. Badzo go lubiłam, ale nie da się go zużyć, bo jest bardzo duży (5,5g).
Kremowy, matowy błyszczyk z Essence w kolorze 02 Smooth Berry. U mnie w ogóle się nie sprawdził. Kolor przepiękny. Jak dojrzałam wisnia, ale rozlewał się poza usta, zostawał na zębach. Dawał ładny satynowy efekt, ale miałam go na całej twarzy.
Biała kredka z Essence. Twarda, nie zostawia koloru. Nie będę męczyć oka.

Wprowadziłam oznaczenia kolorowe. Czerwonym oznaczyłam coś co mi się w ogóle nie sprawdziło i do czego nie wrócę na 100%. Zielony kolor to produkty, które polubiłam, sprawdziły mi się, które może kiedyś odkupię, albo nie odkupię, ale będę dobrze wspominać.

Pozdrawiam :)

piątek, 29 listopada 2013

Malina chłodnawą porą :)

Masło malinowe z TBS, może zapachowo trochę spóźnione, ale kiedy w okresie letnim użyłam go może 4 razy było mi za gorąco, dlatego dałam mu dojrzeć i musiał poczekać na zimniejsze dni. Nareszcie nadeszły i nareszcie mogę szaleć z letnim zapachem zimową porą, dobre połączenie :)






Opakowanie jak zawsze ładne. Mi się bardzo podobają te opakowania. Są klasyczne i estetyczne, nic się nie ściera i nie wygląda tandetnie. Obrazek jest czytelny i nie trzeba się zastanawiać 'co to za owoc?". Pojemność pudełeczka to 200ml, a cena to onieśmielające i budzące ból w piersiach 70 złotych. Oczywista sprawa, że kupiłam je na promocji za 35złotych :)





Tak wygląda moje zużycie po miesiącu systematycznego używania. Jak widać konsystencja to prawdziwe masło, które nie chce się ruszyć z miejsca. Na szczęście pod wpływem ciepła skóry daje się rozsmarować i szybko się wchłania jak na tak treściwy produkt. Zapach nie kojarzy mi się z maliną prosto z krzaka. Dla mnie jest to malinowy shake, czuć delikatną śmietankę, ale bardzo mi się to podoba. Kiedy otwieram opakowanie czuć go w całym pokoju. Najważniejsza z kwestii to nawilżanie. Mam skórę suchą, jako mała dziewczynka miałam wiecznie alergiczne zapalenie skóry, dlatego teraz jest bardzo wrażliwa i zapycha mnie parafina, która jest w 80% wszelkich mazideł. Bardzo ważne jest dla mnie to czy kosmetyk ją ma czy nie, bo chcę sobie darować wysyp małych krostek. Na szczęście to masło nie ma, a nawilża przecudownie. Zapomniałam o suchych łokciach i kolanach. Ciało jest bardziej sprężyste i wygładzone. Skóra nawilżona i miękka, nie mam podrażnień i wszystko jest super!





Wrzucam zdjęcie składu. Jak jest on długa, ale pierwsze składniki na liście to same dobre masełka ;)

Może to nie jest tani produkt, ale bardzo wydajny, o świetnych właściwościach i można go kupić za 35 złotych. Wszystkie lepsze masła drogeryjne, które nie mają parafiny kosztują około 15 złotych, więc można zaoszczędzić i kupić. Ja oszczędzam na następne. Jakie zapachy polecacie? :)

środa, 27 listopada 2013

Ostatnie zakupy w tym roku cz.2 ;p

Druga i ostatnia część promocyjnych zakupów. Rossmann i Super-Pharm zakończyły swoje promocje i Bogu dzięki, bo pewnie zostawiłabym tam całe kieszonkowe. Podsumowując ogólne wydawanie kasy na takie promocje myślę, że warto iść i coś kupić. Ja lubię testować, ale znam tez produkty, które warto kupić i mieć w zapasie.


Moje ulubione płyny do demakijażu Loreal. Zmywają wszystko. Kończę już pierwsze opakowanie, a jego regularna cena to okolice 18 złotych. W promocji kosztował nieco ponad 10 złotych. Maskary też były w promocji. Kiedy zobaczyłam te duo z Essence od razu je wzięłam. Kosztowały niecałe 7 złotych. Super! Jeszcze ich nie próbowałam, ale słyszałam tyle pozytywów o nich, ze musiałam je wziąć.


Olejek z L'biotica. Mam do niego maskę i zamierzam używać ich razem. Mam nadzieje, że się sprawdzi.Widziałam, że ma świetne opakowanie z pompką. Widać ile się zużyje i jest eleganckie. Kosztowało 19.99. Moje ulubione produkty z Pantene Pro-V. Seria Aqua Light pachnie obłędnie. Połączenie świeżości i kwiatów. Zawsze robiła cuda z moimi włosami. Muszę wrócić do tych produktów. Kosztowały nie całe 10 złotych w promocji.


Promocja -30% na Neutrogenę i Farmonę zaowocowała produktami do pielęgnacji rąk i stóp. Mój ulubiony krem odżywczy do stóp się kończy, więc zainwestowałam w drugie opakowanie. Kremy do rąk N pomimo tego, ze są niewielkich rozmiarów mają bardzo skoncentrowaną formułę,która świetnie odżywia i chroni przed zimnem. Krem z Farmony, który zawiera masło shea sprawdzał się u mnie w domu już rok temu. Powracamy do niego w okolicach jesienno-zimowych.


No i moje upośledzenie, czyli lakiery. Bardzo lubię czerwienie i róże na paznokciach dlatego poszalałam z seria Salon Pro. Wzięłam lakiery, które wszyscy polecali.
402 Urban Purple (fuksjowo - filetowo - różowy, ten wybrałam sama, bo strasznie mi się spodobał)
317 Hip Hop (żywa pomidorowa czerwień)
703 Rock N Roll (czerwień idealna,głęboka, zgaszona, lekko bordowa)
850 Aye, Aye Sailor ( szaro-granatowy kolor, wzięty zamiast Punk Rock z serii Salon Pro)







Nie jestem wielką fanką eyelinerów, bo nie bardzo mi ta zabawa wychodzi. Zaczęłam się uczyć i stwierdziłam, że będzie mi łatwiej z jaśniejszym kolorem niż czarny, który przy każdej małej poprawce robi z mojego oka pandę nie do domycia. Dzisiaj użyłam tego produktu po raz pierwszy i nie wiem czy jestem zadowolona. Kiedy go nakładałam lekko przebijał, więc dołożyłam tam produktu, który w ciągu dnia strasznie mi się skruszył i opadł. Kolor jest piękny,podbija moje niebieskie oczy na zielono, co jest super. Mam nadzieję, ze osypywanie się jest winą mojej mało zręcznej ręki, a nie linera, bo słyszałam o nich wielkie zachwyty.

No, mam spokój z zakupami na100 lat. Muszę się nauczyć pięknych równych kreseczek i nie kupować więcej żadnych kolorowych produktów. Czemu je się tak szybko zużywa? U mnie produkty pielęgnacyjne lecą jak szalone, a kolorówka stoi w miejscu. Na szczęście moje zbiory zaczęły przyjmować bardziej rozsądny rozmiar. :)

wtorek, 26 listopada 2013

Przepiękny od Wibo

Jedna część łupów z Rossmanna już była, będzie druga, bo znowu mi trochę przybyło. Dzisiaj mała prezentacja jednego z lakierów Wibo. Lakier pochodzi z największej kolekcji, czyli Express  Growth i ma numer 169.


Kolor dość ciężko określić jednym słowem. Jest fuksjowo -różowy, ale za chwilę lekko fioletowy, w sztucznym świetle czerwony. Coś bardzo jesiennego i świątecznego.Zatopione są w nim złote drobiny, ale zależnie od światła wyglądają inaczej. Nie wiem, nie umiem go zdefiniować.


Butelka mieści w sobie 8,5 ml produktu. Jego normalna cena to 5.49, ale na promocji to nie wiele więcej niż 4 złote. Nawet regularna cena jest dobra, a w promocji jeszcze lepiej :)
Pędzelek jest cienki, ale wygodny. Szybko rozprowadza lejącą się maź.



Co do samej jakości lakieru to tu już nie jest tak super. Żeby uzyskać stan taki jak widać, czyli zakrycie całkowite potrzebowałam trzech warstw lakieru, które schły długo. Lakier sam z siebie nie daje takiego błysku jak na zdjęciu. Wspomogłam się utwardzaczem SV. Trwałość lakieru jest dość kiepska. Utrzymał się na moich paznokciach trzy dni. Na zdjęciach paznokcie są po pierwszym dniu.

Pomimo tego, że gama kolorystyczna jest oszałamiająca nie skuszę się na kolejną butelkę lakieru, bo jestem zwyczajnie w świecie zbyt leniwa, żeby malować paznokcie co 2 dni. Sam kolor jest zniewalający i nie mogłam i  oderwać od niego wzroku. Piękny, ale słaby. Szkoda.

Pozdrawiam :)

sobota, 23 listopada 2013

-40% w Rossmannie i trochę innych łupów :)

Dawno nie pokazywałam tego co kupiłam.W końcu jest porządna okazja, bo promocja w Rossmannie -40%. Wiem, że jest też w Super-Pharm i jutro się wybieram po produkty do włosów, więc będzie druga część tego posta. Dzisiaj pokaże Wam to co kupiłam w Rossmannie i kilka rzeczy złapanych na promocji Nivea w Super-Pharm (było to 100 lat temu, ale pokaże :)).






Jak większość starałam się wypatrzeć te droższe produkty, bo wydanie 50 złotych na tusz to za dużo. Dlatego wydałam 21,59 (53zł) na tusz Max Factor Wild Mega Volume. Wzięłam podstawową, czarną wersje. Spodobała mi się szczoteczka, która jest klasyczna, a nie silikonowa. I mój ulubieniec od Maybelline Colossal, tym razem w wersji Smoky Eye.Kosztował 19,49. To moje trzecie opakowanie i jestem ciągle zachwycona.


Krem CC z MaxFactor strasznie mi się spodobał. Mam jedno opakowanie otwarte i kupiłam drugie na zapas. Tym bardziej, że kosztował 33,99. Może nie aż tak mało, ale efekt jaki ten produkt daje na twarzy jest super! Jest jasny (nr 40 Fair), nawilżający i pozostawia twarz z takim dziewczęcym blaskiem. Miłość. Kredka z MF w kolorze cielistym i numerze 090 Natural Glaze. Wszyscy ją już mają, więc musi być super. Kosztowała 17,39 z okolic 25 złotych.


Uwielbiam produkty w pędzelku, bardziej niż te wyciskane. Nigdy nic konkretnego z firmy Lovely nie miałam, więc pomyślałam, ze wypróbuje, może trafie na coś ciekawego. Wzięłam wszystkie trzy korektory dostępne w ich szafie. Koszt jednaj sztuki to 4,49. Beżowy kolor ma zakrywać wypryski, różowy ma rozświetlać okolice pod oczami, a zielony zakrywać naczynka. Zobaczymy czy się sprawdzą. No i mój ulubiony korektor tym razem w wersji z pędzelkiem czyli Bourjois Healthy Mix. Jak dla mnie to najlepszy korektor na świecie i będę zawsze do niego wracać. Mój odcień to 1. Kosztował 24,59, więc to dobra cena.






Nie byłam pewna czy jest promocja na lakiery, więc wzięłam tylko dwa, ale muszę tą zaległość nadrobić. Uwiodły mnie błyszczące buteleczki, które kojarzą mi się ze śniegiem. Lakier z podstawowej serii Wibo kosztował 3,09i jest w numerze 169. Drugi to piaskowy lakier w numerze 2. Są przepiękne i bardzo mi się podobają. Dzisiaj którymś z nich pomaluję paznokcie :)





-40% na produkty Nivea w S-P było jakieś 3 tygodnie temu, ale dopiero teraz wrzucam zdjęcia. Wzięłam tylko to co potrzebowałam i co lubię, bo ogólnie wielką fanką tej firmy nie jestem. Mój ulubiony szampon zwiększający objętość. Lubię go za wszystko. Olejek pod prysznic. Nigdy nie używałam, a lubię produkty które mają właściwości nawilżające. Niestety zapach tego produktu jest bardzo olejowy i średnio przyjemny. Chciałam wziąć serum antycellulitowe, ale przekalkulowałam, że jest za małe i mało ekonomiczne. Dlatego wzięłam krem ujędrniający. Jeśli będzie tak fajny jak to serum i żel to będę ucieszona :)


Nie mogło zabraknąć pomadek Nivea. Moja ulubiona Vitamin Shake i dwie wiśniowe. Bardzo je lubię, ale w regularnej cenie wychodzą trochę drogo w porównaniu z Alterra za 4 złote.





Dwa masełka do mnie zawitały. Może to mało zimowy zapach, ale mazidła z Eveline szukałam pół roku. Wszędzie były jakieś nieciekawe zapachy i w końcu znalazłam! Mango! Mam nadzieję, że będzie pachnieć jak Słońce i koktajle owocowe. Coś zimowego i ciężkiego, czyli masidło z The Body Shop. Kupiłam je za 35 złotych. Trochę sporo, ale uwielbiam te produkty. Mój zapach to wanilia.





Kończę wodę różaną z zróbsobiekrem i niestety nie urwała mi niczego, dodatkowo pachnie starością. Kiedy zobaczyłam mój ulubiony tonik od razu go wzięłam. Jest najlepszy dla mojej suchej skóry. Żadna męska pianka nie pachnie tak jak ta. Potrzebowałam odmiany i delikatnego kobiecego zapachu. Lubie te pianki z Gillette, zwłaszcza kiedy są w promocji i kosztują około 12 złotych.





Moja ulubiona seria z Alterry z papają. Szampon świetnie się u mnie sprawdza, jest tani, nie plącze aż tak strasznie włosów i delikatnie pachnie. Olejek uwielbiam i nie wiem ile opakowań już zużyłam. Używałam go do ciała, włosów, maseczek. Najlepszy.





Jako wielka fanka firmy Original Source kupiłam trzy nowe zele, które pojawiły się na rynku. Uwielbiam te zapachy. Seria zimowa jak zawsze wpasowana w klimat. Kokos też bardzo obiecujący.
Prócz zapachów nie widzę plusów tych produktów. No chyba, że opakowanie i zabawna konsystencja. Wysuszają skórę, są mało wydajne, ale zapach rekompensuje mi wszystko.

To tyle, jak widać same produkty, które już miałam, które lubię i szanuję xD Ostatnio zauważyłam, ze zaczęłam zbierać tą swoja kupkę ulubieńców roku, produktów które są jak dla mnie najlepsze i przy takim układzie zostanę, bo po co marnować pieniądze, twarz i swoją skórę na jakieś kombinacje?

Pozdrawiam :)



wtorek, 19 listopada 2013

Ulubieńcy pażdziernikowo-listopadowi 2013 :)

Napiszę to co wszyscy 'jak ten miesiąc szybko przeleciał!'. To prawda. Nawet nie zauważyłam kiedy minęło 1,5 miesiąca mojego studiowania ;p W mojej przerwie pomiędzy kolosami z ekonomii i i psychologii wrzucę Wam kilka perełek, które skradły moje serce w tych miesiącach.


Pod prysznicem zaczęło królować nawilżanie. Kremowy żel pod prysznic Dove sprawdzał się świetnie. Nie nakładałam czasami po nim balsamu i moja skóra nie była spięta ani przesuszona. Ten produkt ma bardzo gęstą konsystencję i pieni się bardzo delikatnie jak krem do mycia.
Drugim żelem, który mogę polecić to produkt od Adidasa. Cytrusowy zapach i drobinki skradły moje serce. Strasznie go polubiłam. Pieni i myje tak jak wszystko, nie nawilża, ale daje mega odświeżenie i pobudzenie, zwłaszcza rano, kiedy za oknem jeszcze ciemno.


Zaczęły się wiatry, więc moje oczy łzawią i chodzę ciągle zapłakana. Używam tuszu wodoodpornego, o którym za chwilę, ale muszę go czymś zmywać. Na szczęście w moje ręce trafił ten produkt, dwufazówka z Loreala. Opakowanie świetne, mały otworek, nic się nie wylewa. Obie warstwy się świetnie łączą, nie ma problemu, że któraś się skończyła i produkt się nie nadaje. Samo zmywanie to bezbolesny, szybki i dokładny proces. Nakładam go na wacik, przykładam i czekam chwilkę, później tusz i reszta makijażu schodzi sama. Cuuudo!


W okresie zimowo- jesiennym moja skóra naczynkowa przechodzi masakrę. Z ciepłego do zimnego i tak na okrągło. Dzięki temu ciągle chodzę czerwona jak burak. Doszłam do wniosku, że muszę coś z tym zrobić i kupiłam na allegro zieloną bazę pod makijaż z Loreal. Baza pięknie wygładza skórę, jest po niej gładka, nawilżona, ale nie przytłoczona i zapchana. Radzi sobie z moimi czerwonymi policzkami, efekt utrzymuje się na twarzy do 8-9 godzin, ale mi to zdecydowanie wystarcza. Używam jej codziennie i nic mi się zrobiła. Krem CC z MaxFactora jest u mnie od niedawna,ale strasznie go polubiłam. Daje delikatne nawilżenie, ma średnie krycie, które mi zdecydowanie odpowiada. Nie trzeba go pudrować, bo nie daje nienaturalnego rozświetlenia jak niektóre kremy BB. Skóra po jego użyciu jest miękka, wygładzona. Jest idealny do codziennego makijażu do sklepu i pracy. I tusz z Maybelline Colossal o którym pisałam przy płynie z Loreal. Produkt jest wodoodporny i nie chce zejść przy użyciu każdej siły. Woda, krem Nivea, olejek, nic sobie z nim nie radzi, to cudowne! Wreszcie trafiłam na produkt, który z moimi rzęsami rzeczy niemożliwe ina dodatek nie rozmazuje się od tak sobie.


Contour Kit ze Sleek'a znają chyba wszyscy. Ja przekonałam się do niego dopiero teraz. Jestem nim zachwycona. Brak drobinek i chłodny odcień brązu, który można spokojnie budować na twarzy. Nie ściera się plamami i nie robi efektu sztucznej lali. Rozświetlacz daje przepiękną taflę na twarzy. Super! Nakładam go pędzlem z EcoTools. Jest on spiczasty, ale puchaty dzięki temu rozciera to co jest na samej końcówce pędzla. O paletce z Barry M. był oddzielny post. Tak jak pisałam wcześniej ma ona świetne kolory, które nadają się na dzień i na wieczór. Ich jakość też jest niczego sobie. Bardzo polubiłam ten produkt i używam go codziennie.


Z samej pielęgnacji tylko dwa produkty. Krem do stóp z Neutrogeny okazał się wybawieniem po lecie. Stopy mam gładkie, pięty miękkie, jestem zachwycona i chyba już przy tym produkcie zostanę na zawsze. Zaczęłam chodzić w rękawiczkach i ciężko mi było ciągle je zdejmować, żeby nałożyć na usta masełko z Nivea, dlatego zakupiłam tanią jak barszcz pomadkę z Alterry i jestem zachwycona. Wyleczyła moją pierwszą zimową krostkę na ustach szybciej niż Zovirax. Polecam, jest cudowna i ma naturalny skład.

Wybaczcie, że tak mało mnie tu jest, ale nie mam kiedy nawet zdjęć zrobić. Kiedy wracam do domu po 15 jest już ciemno.Muszę coś wykombinować, bo dzisiejsze zdjęcia też nie są świetne jakościowo.

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Barry M na oku,

Chyba każda z nas miała fazę na sleekowe palety. Ja mam trzy i już twierdzę, że to za dużo. Myśli, że moja kolekcja cieniowa powinna się zamknąć miałam już dawno, ale to i tam to i jeszcze takiego koloru nie mam, a na pewno mi się przyda. Wiecie, to usprawiedliwianie siebie. Tym razem się nie usprawiedliwiam i nawet sama siebie pochwalę, że taki dobry zakup zrobiłam. Wpadła mi w oko od razu jak ją zobaczyłam i wieczorem już ją zamówiłam.


Paletka Barry M, która ma w sobie 6 cieni i róż skradła moje serce od razu. Zamówiłam ją na stronie Mintishop.pl link i zapłaciłam tylko 31.90zł. W porównaniu z cenami lakierów tej firmy odnoszę wrażenie, że to bardzo dobra cena.


Opakowanie jest tekturowe, ale nie takie byle jakie i badziewne. Zamyka się na magnesiki, ma lusterko i jest sztywne. Do tego utrzymane w kolorystyce cieni. Podoba mi się, że jest takie klasyczne i nie kiczowate. Już trochę je powoziłam i nie zauważyłam, żeby gdzieś się pogniotło, albo odkleiło.


Teraz same cienie. Są i matowe i perłowo-brokatowe. Cudownie się łączą ze sobą. Nie trzeba się trudzić z ich blendowaniem, bo są delikatne i miękkie. Co mnie zdziwiło, to to że przy tak delikatnej konsystencji nie obsypują się i nie zanikają.Chociaż na mojej powiece każde cienie się rolują w zmarszczkach na powiece te na zwykłej taniej i dobrej bazie z Essence trzymają się na oczach cały dzień. Ich pigmentacja jest świetna,nic nie zanika,nie ciemnieje i nie blaknie. Zacznijmy od lewej i trochę posłoczuję :)


Pierwszy cień do pudrowy róż o satynowym wykończeniu. Bardzo mi się podoba i nakładam go na ruchomą część powieki, żeby ją ożywić. Następny cień to klasyczny cielisty mat. Bardzo się cieszę, że ten kolor znalazł się w palecie, bo jest on dla mnie niezbędny do wykonania jakiegokolwiek makijażu.


Numer trzy to matowy brąz, który idealnie nadaje się do stworzenia załamania i wykonturowania oka. Kolor obok jest połączeniem oliwki i szarości. Używam go w zewnętrznym kąciku.


 Na koniec dwa brązy. Jeden jaśniejszy na dzień, a drugi ciemniejszy na wieczorne wyjście. Dopełniają się i łączą tworząc efekt przejścia i głębi oka. Moi ulubieńcy :)






Róż, który jest w paletce jest bardzo delikatny. Można go używać jako rozświetlacza, albo kiedy używamy tylko bronzera i chcemy wyglądać lekko i dziewczęco. Jak widać kolor jest bardzo delikatny, a wykończenie bardzo satynowe i połyskujące.




Cienie w akcji.  (tusz Maybelline Colossal, baza Essence, korektor pod oczami Bourjois Healthy Mix)

Barry M Natural Glow Palette Shadow&Blush

Plusy:
- gama kolorystyczna
-róż i cienie w jednym
-opakowanie
-duże lusterko
-miękka konsystencja cieni
-nie obsypują się
-dobra cena
-cienie nie zanikają 
-trwałość cały dzień

Minusy:
-dostępność w Polsce, tylko internet

Pozdrawiam:)