O tuszu Loreal Volume Million Lashes słyszałam bardzo dużo. Czasami dobrych, czasami złych opinie. Chciałam się przekonać na własnej skórze jak to z nim jest. I o to bardzo drogi i popularny tusz na moich rzęsach.
Jak widać opakowanie bardzo na bogato. Złote, w ciekawym kształcie, klasyka sama w sobie. Cena to 59 złotych. Powiem szczerze, ze jest to mega drogi tusz. Co innego jest kupienie podkładu lub produktu do policzków, który posłuży nam przez jakieś dwa lata, a nie tuszu, który mi wystarczył na 4 miesiące używania.
Ja nie jestem fanką szczoteczek silikonowych. Bardzo często drapią mnie w powiekę i mam wrażenie, że po prostu nie potrafię się nimi umalować. Moim guru jest szczoteczka z Maybelline NY Colossal. Ta ma bardzo podobny rozmiar i mega dużo 'igiełek', które bardzo ładnie rozczesując rzęski. Co do szczoteczki to nic dodać nic ując. Odpowiednia ilość tuszu odpowiednio nałożona. Rzęsy rozczesane i rozdzielone. Niestety jak dla mnie za mało pogrubione. Taki delikatny, dzienny efekt, nawet przy dwóch warstwach. Pod koniec opakowania zauważyłam efekt 'pajęczych nóżek' i małych grudek na włoskach. Nienawidzę tego. Tusz zaczął mi si kruszyć, co oznacza, że to już jego koniec.
Jakoś nie zostałam fanka tego tuszu. Nie widzę w nim nic zachwycającego. Cena jest wysoka, efekt na rzęsach słabszy niż po Colossalu.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz