Swoją miłość do kremowego żelu do mycia twarzy BeBeauty wylewałam w
kilku denkach. Do czasu, aż zauważyłam, że po prostu zaczął przesuszać
okolice nosa i brody. Od razu ostawiłam produkt, ale długo nie mogłam
znaleźć niczego na jego miejsce. Kiedy poczytałam chwilę o mydłach Aleppo
od razu się skusiłam. Od razu wzięłam trzy: z czarnuszka, olejkiem
różanym i czerwoną glinką. Jako posiadaczka suchej skóry przygodę
zaczęłam od tego z czarnuszką. Jak się ona skończyła? Czytajcie dalej :)
Kiedy
odpakowałam mydełko wydało mi się zwykłe, nawet jego zapach nie był
jakoś bardzo zachwycający. Klasyczny szary jeleń, którego nie znoszę.
Przypomniałam sobie te pochlebne opinie na różnych blogach i dałam mu
szansę.
Formuła mydła jest twarda, jak z kamienia, nie
pieni się jak szampon. Trzeba chwilę się z nim pomęczyć. Ja swoje
włożyłam do mydelniczki jak w czasach podstawówki. Najpierw próbowałam
je nakładać samymi dłoniami. Brałam je w ręce i zaczynałam tarcie, aby
uzyskać choć trochę piany. Chwilę po trafiło trwać. Dodatkowo mydło było
rozmiękczone i stało się ciągnącym glutem. Wniosek z tego taki, że nie
można go moczyć, no w końcu to mydło. Z pomocą przyszły mi myjki.
Początkowo silikonowa z Avonu, ale ona nie radziła sobie z produktem i
skóra dalej nie była porządnie oczyszczona. Znalazłam w Rossmannie
gąbeczki do mycia twarzy i te są idealne. Moczymy pocieramy chwilę o
mydełko i rozprowadzamy na twarzy. Jak dla mnie najlepszy sposób. Mydło
nie traci swojego kształtu i nie jest rozmiękczone.
Jedyną wadą tego produktu jest to jak mocno szczypie w oczy. Nie do wytrzymania, jak przy obieraniu cebuli. Uważajcie!
Dodatkowo
produkt jest bardzo wydajny. Co prawda ja nie używałam go do mycia
ciała lub włosów. Ograniczając się tylko do twarzy starczył mi na około 5
miesięcy używania.
Działanie było dla mnie
najważniejsze i przyznam, że bardzo się obawiałam, że skończę z tarką
zamiast policzków. Okazało się całkowicie inaczej. Skóra była porządnie
oczyszczona, bo aż skrzypiała, ale nie była wysuszona, wiórowata,
ściągnięta. Była rozjaśniona i ukojona. Oczywiście, nie obyło się bez
kremu, ale uczucie po samym mydle było znośne i delikatne. Moje suche
skórki przestały się pojawiać. Skóra byla gładka, przestały się pojawiać
krostki, poziom nawilżenia wzrósł. Kiedy zapominałam o mydełko podczas
wyjazdów, skóra po dwóch dniach była sucha i podrażniona.
Jak
dla mnie to najlepszy produkt jakim kiedykolwiek myłam twarz. Żaden nie
dawał mi porządnego oczyszczenia i złagodzenia. Najlepsze jeszcze raz!
Ja swoje kupiłam na allegro, ale zostawiam lin do lawendowaszafa24 <link> tu znajdziecie opis działania czarnuszki i historię tych Syryjskich mydeł.
Pozdrawiam :)
Czytałam o nim już wiele dobrego, ale jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńNie lubię myć twarzy mydłem... ale to ma tyle pozytywnych recenzji :)
OdpowiedzUsuń