wtorek, 9 lipca 2013

Benefit, tak to jest prawdziwe!

Słoneczny dzień, a ja gniję przed komputerem. Trudno, muszę się z Wami podzielić swoją opinią na temat pewnego tuszu. Słyszałyście pewnie o nim wiele i tych pozytywnych i negatywnych zdań. Ja zdecydowanie zaliczam się do pozytywów i zaraz to wyjaśnię.
Mowa o drogim produkcie od marki Benefit They're real! Niewodoodpornym tuszu do rzęs w kolorze czarnym.


Opakowanie jak to przy produktach Benefit bardzo ładne, estetyczne i słodkie. Początkowo produkt zapakowany jest w kartonik, ale ja swój już gdzieś posiałam. Niestety mój egzemplarz starł się od odkręcania. Lustrzana powierzchnia bardzo fajnie się prezentuje, a napis się nie ściera.

Pojemność to 8,5 grama za cenę 95 złotych.


Szczoteczka jest silikonowa z tysiącem włosków, jedne krótsze długie dłuższe. Zakończona jest najeżoną kulką, która ma ułatwiać dotarcie do małych rzęs. To moja ulubiona i najlepsza szczoteczka jaka kiedykolwiek miałam. Sprawdza się rewelacyjnie i świetnie rozdziela

Konsystencja produktu jest ciekawa. Nie jest lejąca, tylko gęstawa, dzięki czemu trudniej się ubrudzić. Pokrywa rzęsy po same końce i jest mega wytrzymała. Nigdy ten tusz mi się nie obsypał, nie rozmazał i nie pokruszył na górnych rzęsach. 

 Cena jest zaporowa, bo za 100złotych mamy 4-5 maskar, ale czy ich jakość może dorównać temu produktowi? Wątpię. Benefitek był od początku do końca dobry, nie wysechł na wiór, ani nie robił grudek pod koniec używania. Drogeryjne tusze mają to do siebie, że pod koniec używania nasza twarz wygląda jak obsypana węglem (miałam tak z MF 2000 calorie).


Bardzo podoba mi się efekt jaki daje ten tusz. Myślę, że kiedyś go kupię,jeśli będę miała dodatkową kaskę.

Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz