sobota, 31 sierpnia 2013

Ulubieńcy długich wakacji cz.2 Makijaż i zapachy

Druga część ulubieńców moich długich wakacji. Trochę kolorów,  pędzli i sporo lakierów.  Stwierdziłam, że zrobię wszystkie produkty z pokazem kolorów, bo przynajmniej jakoś to będzie przybliżone.


Jak wiedziałam, że będę musiała jakoś wyglądać używałam kremu BB z Catrice. Ma on filtr 30, nie nawilża mnie, ale daje delikatne krycie i nie tłuści. Używałam go zamiast Wake Me Up! z Rimmela, bo tamten ma taką nawilżającą formułę, a ten jest po prostu suchy. Napiszę o nim więcej w oddzielnej notce, bo mam całe trio do pokazania. Pod oczy nakładałam korektor z Bourjois Healthy Mix. Strasznie mi się spodobał. Ma świetne krycie, które nie jest świecące, tylko matowe, więc nie trzeba dodatkowo przypudrowywać. Jeśli już chciałam się przypudrować używałam pudru sypkiego z Catrice. Produkt jest biały, wiec nie trzeba się martwić kolorem który może ściemnieć. Świetnie matuje, nie robiąc skorupy na twarzy. Jest duży i kosztuje 25złotych. Jak już miałam okrutnego lenia, albo potrzebowałam szybkiego i delikatnego makijażu używałam 2w1 z Manhattanu. Produkt miękki, delikatnie kryje i dobrze się trzyma. Kosztuje około 23złotych.






























Cieni było trochę więcej, bo na twarz nie chciałam jakoś pakować dużo, ale na oczy i usta było wiele. Zacznijmy na oczach. Od lewej widzicie cienie z Inglota numer 353 (matowy cielisty na całą powiekę), 110 (opalizujące złoto), z Kobo numer 205 czyli klasyczny Rose Gold. Te małe cienie to nic innego jak wygiągnięte z paletek Sleeka. Paraguaya: Persimmon (różowo-pomarańczowy) i Bettersweet (szarość). Oh So Special: Pamper (róż) i Organza (połyskujący beż). Pod nie nakładałam baze z Essence I <3 Stage, która wszystko trzyma bez jakiego kolwiek szwanku. Rzęsy tuszowałammoją ulubioną maskarą z Maybelline Colossal. Nie dziwię się, ze tak wiele osób go tak bardzo poleca. Świetnie się trzyma, prawdziwa czerń, która nie opada.



Na policzkach było bardzo świeżo. Delikatny i matowy róż z Yves Rocher w numerze 21(skrajny lewy) delikatnie podkreślał, a róż z Sephory w numerze 07 rozświetlał, ma w sobie srebrne drobiny. Twarz delikatnie opalałam mgłą pudrową z Paese w numerze 01.Jest to lekki puder w kolorze złoto-beżowym, barzo satynowy. 



Wszystkie te pomadki wyciągnęłam ze swojej torby. Jak tylko gdzieś wychodziłam wyciągałam jedną z torebki w samochodzie i jazda! Od lewej leży masełko z Revlonu w numerze 090 Sweet Tart. Produkt delikatnie nawilża i pozostawia usta w delikatnym odcieniu różu, który ma piękny błysk i delikatnie schodzi, niestety już po godzinie. Obok szmineczka z Yves Rocher kupiona całkowicie przypadkiem okazała się cudownym produktem. Kolor w numerze 01, wydaje mi się, że to arbuz, ale nie jestem pewna. Pomadka ma w sobie pełno srebrnych drobin, które wyglądają świetnie na ustach, m bardzo nasycony kolor koralowy, mój ukochany. Delikatniejszym różem na moich ustach była pomadka z Maybelline z serii Color Sensational w numerze 143, delikatny róż z drobinkami, który bardzo długo się trzyma i ma dość suchą konsystencję, pewnie dlatego tak szybko się nie zjada. I coś czego może już nie dostaniecie, chyba , że poszukacie na wyprzedażach szafy Catrice, czyli pomadka z limitowanki Cucuba w kolorze numer C01. Pięknie połyskujący i intensywny koral z przewaga pomarańczy. Przepięknie wygląda przy tylko wytuszowanych rzęsach. Matową szminkę od Kate z Rimmela, pewnie już widziałyście na innych blogach, ale ten produkt jest cudowny. Pudrowy róż (numer 102) o wykończeniu bardziej satynowym niż płasko matowym urzekł mnie całkowicie i chyb najczęściej go używałam.



W wakacje nie może zabraknąć moich ukochanych błyszczyków z Essence Stay With Me. Przecudowne kolory (02 i 03), które nie mają drobinek, pięknie się błyszcza i długo utrzymują. Idealne na lato. Tę delikatną różową poświatę, którą widzicie upolowałam w szafie Catrice. Nie powiem jak to się nazywa, bo nie wiem, ale jest to produkt tak cudownie nawilżający. Sama formuła sztyftu jest neonowo różowa i przezroczysta. Na każdych ustach wygląda inaczej, ale dobrze nawilża. I ostatni, już kultowy produkt to Loreal Caresse, mój numer to 102. Produkt świetnie nawilża i dobrze się trzyma, ma bardzo fajny dizajny i aplikator. No i jajeczko Eos, które jest mega miętowe, delikatnie chłodzące i pachnie w całej torebce, do tego świetnie wygląda i łatwo się aplikuje. Nie spodziewałam się takiego nawilżenia, usta są miękkie i wygładzone. Zakochałam się.


Lakierów u mnie dużo, bo dużo maluję, mniej więcej co trzeci dzień. Nie będę opisywać każdego, tylko wrzucę linki do tych o których już było kilka słów na blogu.
Nie było o czerwieni z Manhattanu, co mnie dziwi. Numer 44S króluje na moich stopach już od ponad miesiąca. Jest intensywny i prawdziwie czerwony. Pod topem z SH trzyma się ponad tydzień, co mnie cieszy, bo nienawidzę malować paznokci u nóg. Schnie szybko, jak cała seria. Neon z Flormaru  to seria nail enamel i numer 422 nieźle daje po oczach. Dodatkowo trzyma sie 5 dni i wygląda super do opalenizny, nawet tak małej jak moja :)

Rimmel Salon Pro numer 500
Rimmel Salon Pro numer 313
Rimmel 60 sekund numer 200
Simple Beauty mini numer 31
Sally Hansen Insta Dry
Golden Rose Holiday nymer 63
Golden Rose Holiday numer 66
Golden Rose Jolly Jewels numer 115
Golden Rose JollyJewels numer 109
Manhattan Quick Dry numer 53f


Moje zapachy to nic innego jak owocowe świeże mgiełki i wody toaletowe. Nie chciałam używać perfum lub intensywnych zapachów. Coś lekkiego, co mogę nosić w torebce zdecydowanie mi wystarczyło. Zapach Tiger to aż 100 ml, nie jest on mega słodki, bardziej spokojny i kobiecy. Dwie wody toaletowe malinowa z Yves Rocher i Mango z The Body Shop to moje ulubienice już drugi rok. Prawdziwe owoce na ciele. CK One Shock to mój największy ulubieniec, pachnie lekko waniliowo, ale nie tak nachalnie i słodko jak zimowe ciężkie zapachy. No i odświeżać całkowity to woda z Alterry o zapachu limonki. Świetnie pobudza w upalne dni i kosztue około 10 złotych.


Pędzli było mało. Mój wielki pędzel do pudru z Ecotools służył mi do pudry, bronzera, różu. Cienie nakładałam pędzlem z Real Techniques Shading Brush, który też nadaje się do korektora, bo jest dość zbity. Cielisty cień nakładałam swoim ukochanym pędzelkiem do cieni z Ecotools, a załamanie i kolory rozcierałam Hakuro h74, miękki i dobrze wyprofilowany. Korektor nakładałam też pędzlem z Inglota 6ss, który strasznie sie spuszył i nadaje się tylko do tego, alebo do rozświetlacza.

Nareszcie koniec. Jacy byli Wasi ulubieńcy tego miesiąca lub już dobiegających kresu wakacji? 

Pozdrawiam :)

piątek, 30 sierpnia 2013

Długie wakacje, więc wielcy ulubieńcy cz.1

Nie robię ulubieńców, zapominam o nich, mam wrażenie że to bez sensu itd, ale teraz muszę to zmienić, bo denko jest co miesiąc, a ulubieńców braknie. W ramach wielkiej poprawy pojawią się mega wielcy ulubieńcy moich wakacji (od maja do sierpnia), będą dwie części, bo nie dam rady tego opisać, a nikomu nie będzie się chciało czytać całego wykładu. Dlatego dzisiaj pielęgnacja.



Moim codziennym szamponem był Nivea Sensation nadający objętości.(12zł/250l) Spodziewała się zwyklaka i nie pomyślałabym, ze umieszczę go w swoich ulubieńcach, ale okazał się on świetny. Odświeża włosy, zmywa oleje, unosi i pozostawia włosy sypkie i lekkie, do tego delikatnie pachnie. Co trzeci dzień, przed nałożeniem maski oczyszczam swoje włosy szamponem z Balea głęboko oczyszczającym (14zł/250ml) i z tym muszę się zgodzić. Włosy aż skrzypią, ale najszczęśliwsze jest to, że mogę je rozczesać przed nałożeniem maski. Niestety dostępność jest średnia, tylko internet. Moja ulubiona odżywka z Pantene intensywna regeneracja do włosów normalnych. Pięknie pachnie i odżywia włosy. Są po niej śliskie, lekkie i miękkie. Podkreśla ich naturalny kształt. (14zl/200m)


Kolejny produkt z Pantene odżywka w sprayu z serii Aqua Light (150ml/17zl) to przepiękny zapach. Świetnie nawilża włosy w ciągu dnia i pozostawia taki zapach, że wszyscy pytają co to za produkt. Sprawdziła mi się na plaży, żeby włosy nie były mega suche od wiatru, wody i słońca. Suchego szamponu Batiste (200ml/20zl) używałam, żeby ujarzmi swoja grzywkę. Chciałam ją jakoś spinać, ale zawsze wyglądała płasko, ale kiedy spryskałam ja suchym szamponem dostawała takiej objętości, że mogłam zrobić koczka z retro grzyweczką. Spryskiwałam włosy u nasady, kiedy potrzebowałam szybkiego odświeżenia włosów i efekt WOW. Uniesione i duże włosy. U mnie to rzadkość. Jedwabiem z Joanny (30ml/14zl) wygładzałam swoje końcówki, bo chciałam go do czegoś zużyć i muszę przyznać, ze na końcówkach się nie skończyło. Nakładany od połowy włosów pięknie je nabłyszczał i wygładzał. Świetnie sprawdza się też przy loczkach lub prostowaniu, bo włosy są sypkie i lśniące. Doustnie na włosy stosowałam tabletki Biotebal, (30zl/30szt.) to moje drugie opakowanie i widzę jakąś poprawę. Ni będę pokazywać Wam mojej szczotki z kłakami, bo to nieapetyczne, ale musicie mi wierzyć na słowo, ze jest jakiś postęp w sprawie wypadania. Dodatkowo wspomnę o mojej ukochanej masce, której niestety już nie mam, ale do której wrócę- Kallos Latte.


Chcę napisać więcej o tych produktach, więc w skrócie. Wszystkie trzy super mi się sprawdziły. Tonik z Lirene (200ml/9zl) oczyszcza i usuwa napięcie. Micel z Loreal (200ml/17zl) świetnie zmywa makijaż i oczyszcza, tak samo jak micel z BeBeauty (200ml/5zl), który nadrabia jeszcze ceną. Chcę zrobić porównanie tych obu płynów micelarnych w następnych postach.


Dwa cudowne produkty do twarzy w cudownych cenach. Żel-krem świetnie zmywa makijaż, a peeling odświeża i oczyszcza. Napiszę o nich więcej za jakiś czas, bo to super produkty. Oba w pojemności 150ml za 5 złotych.


Dwa wakacyjne zapachy. Original Source (7zsl/250ml) o intensywnym zapachu ananasa i Balea (9zl/300ml) o zapachu mango. To połączenie świetnie odświeżało, a przy okazji było słodkie i przypominało mi sorbety od Grycana. Balea niestety słabo dostępna, ale OS można dostać w każdym Rossmannie. Produkty dobrze się pieniły i myły. O żelu z Balea i pisałam już wcześniej więcej w tym poście. Nivea Balsam pod prysznic(250ml/14zl) to dobre rozwiązanie w upalne dni, kiedy nie chcemy nakładać dodatkowych, lepkich warstw na nasze ciało, a potrzebujemy mało intensywnego nawilżenia, takiego na dzień. Usuwa uczucie spięcia skóry, delikatnie nawilża i nie zostawia tłustej warstwy idealne połączenie na lato. Do tego aplikacja jest szybka i wygodna.


Cały czas używam serum do biustu (150ml/14zl) i antycellulitowego (250ml/17zl) z Eveline. To moi faworyci w ujędrnianiu i udoskonalaniu ciała. Działają i widzę rezultaty na swoim ciele. Pomimo tego, że mój cellulit siedzi na mnie jak za jakąś karę widzę, że jest bardziej wygładzony. To dzięki ruszaniu się, ale myślę, ze ten produkt też utrzymuje ten efekt i go napędza. Na ciało nakładałam też balsam do opalania z Lirene (250ml/10zl), który świetnie się wchłaniał i był wodoodporny. Nie zostawiał lepkiej warstwy i nie brudził mi ubrań. Był bardzo lekki. Pamiętam, ze większość antysłonecznych balsamów była bardzo oporna do rozsmarowani i bardzo tłusta z tym produktem jest całkowicie inaczej.


Serum do skóry suchej Baikal (30ml/25zl) używam już dłuższy czas i muszę napisać o nim i reszcie serii oddzielną notkę. Dzisiaj powiem tylko, że jego używanie to super przyjemność. Delikatne, o bardzo wodnistej konsystencji, ale świetnie nawilżające świetnie sprawdza mi się kiedy po całym dniu mam zmęczoną słońcem twarz. Rano zawsze nakładam mój krem z filtrem Dermedic Sunbrella 50+ (50ml/30zl). Daje intensywne nawilżenie i niestety tłustą warstwę, która potrzebuje trochę czasu żeby zniknąć z twarzy. Pomijam to, bo dzięki temu produktowi moja skóra nie była ani razu spalona, ale opalona, to mi się nie zdarza. Maseczkę z YvesRocher (75ml) pokazywałam już w dużym poście, ale namiętnie używam jej teraz cały czas. Jako krem na noc, jako maskę, która nawilża i rozluźnia moją skórę po słonecznym dniu. Bardzo ją lubię, skóra po niej jest tak nawilżona i delikatna, ze ciągle się dotykam. Bardzo często nakładam pod nią cienką warstwę olejku z Alterry Papaja i Migdał (100ml/18zl), który ma przepiękny zapach, skład i działania. Nawilżam nim każdą przesuszoną część swojego ciała, nakładam go na włosy, na twarz, na końcówki, a on się nie kończy. I dobrze, bo ciężko go znaleźć w Rossmannach. To chyba najulubieńszy produkt wielu Polek.


Walka z potem była bardzo zaciekła w te wakacje, ale dzięki Perspirexowi (Etiaxil) i nie musiałam w ogóle się męczyć z plamami i zapachem. Używam go regularnie co trzeci dzień. Trzeba pamiętać, że skóra nie może być podrażniona, bo pieczenie jest nie do wytrzymania. Produkt trochę swędzi, ale jak użyjemy go na noc i damy mu się dobrze wchłonąć to nie ma problemu z dyskomfortem. Jest on droższy od Blokera Ziaji ale moim zdaniem o niebo lepszy. Ma tylko 25 ml i kosztuje około 50 złotych, ale mamy pewność ze go zużyjemy i efekt jest o wiele lepszy. Antyperspirant z Nivea (9zl/50ml) jest moim faworytem od długiego czasu. Nie brudzi ubrań i ma delikatny zapach. Pomimo tego, że używam takiego hamulca całkowitego wolę jeszcze nadać swojej paszce jakiś zapach, tak żeby mieć 100% pewności, że nie 'dam plamy'.


Akcesoria lata w postaci torebek i koszulek nie przewiduję, ale w postaci tarek do stóp i pilników juz tak. Duet z Rossmanna jest cudowny. Tarka jest metalowa (ok.5zl) i porządnie ściera skórę, która odkryta przez prawie trzy miesiące robiła się szorstka i wyglądała jak brudna. Pilnik (ok.5zl) wyrównywał wszystkie skórki i pozbywał się resztek. Bardzo tani, a dobry sprzęt. Pilniczek (10zl) szklany to ostatnio moja prawa ręka. Paznokcie mi się obcierają i o chwila mam jakiś zadzior, dzięki niemu nie muszę obcinać paznokci tylko delikatnie ścieram nierówność i nadaję paznokciowi inny kształt. Nie miało być o butach, ale o tym produkcie muszę coś wspomnieć, bo może okazać się bardzo pomocny.  Jest to szampon do skóry nabuku, ale świetnie nadaje się do czyszczenia trampek. Produkt można zakupić w CCC za cenę 10 złotych i starczy na trzy razy, ale buty są później czyste jak z pralki, a przynajmniej się nie rozkleją.

Zapraszam na drugą część moich ulubieńców w następnym poście. Będą w nim lakiery, pędzle i kolorówka.

Pozdrawiam :) 

czwartek, 29 sierpnia 2013

2w1 od Mnhattanu

Sama zauważyłam, że w lecie lepiej sprawdzają się na naszych twarzach produkty suche niż mokre. Na wielu blogach widziałam pełno recenzji mineralnych róży, korektorów i podkładów. Ja nie kupiłam nic z tej kategorii, ale kiedy była wielka promocja w Rossmanie to złapałam pudro-podkład z Manhattanu. Muszę przyznać, że to był dobry zakup.




Produkt jest zamknięty w klasycznym dla pudrów w kamieniu opakowaniu. Dodatkowo ma wysuwaną szufladkę na gąbeczkę. Zastanawiam się czy nie wszedłby tam pędzelek od różu z Bourjois.Jest lusterko, więc bardzo fajnie, można się poprawić wszędzie. Pojemność to 9 gram, a cena około 24 złotych.


Mój kolor to 15 Porcelain. Odcień jest żółto beżowy, ale dalej jasny. Konsystencja produktu jest dość miękka, produkt porządnie pyli, dlatego zawsze po otwarciu lusterko i wszystko jest w pyłku. Położyłam na sam puder płatek kosmetyczny co zahamowało rozprzestrzenianie się produktu po całej puderniczce. Oczywiście zmieniam ten płatek żeby nie było. Produkt super łatwo się rozprowadza, nie tworzy smug i maski.



Daje delikatne krycie, ale takie ze zakrywa moje naczynka i zaczerwienienia. Ja nie potrzebuję dużego krycia, więc mi takie wystarcza. Całkiem dobrze matuje, ale nie na płasko tylko naturalnie. Utrzymuje się całkiem dobrze, ja nie mam zwyczaju poprawiania makijażu w ciągu dnia, bo po prostu o tym zapomina, ale przy wieczornym demakijażu produkt dalej był. Schodzi dość równomiernie, nie ma zanikania na twarzy, czy nieestetycznych plam. Nie ściąga skóry i nie podkreśla suchych skórek.


Manhattan 2in1 Perfect Teint

Plusy:
-opakowanie
-cena
-wielofunkcyjność
-delikatne krycie
-trwałość
-nie ściąga
-nie podrażnia
-naturalne matowienie skóry
-dość jasny kolor
-nie robi plam
-schodzi równomiernie

Minusy:
-pyli
-bardzo miękka konsystencja- boję się, że się rozpadnie

środa, 28 sierpnia 2013

Mani w 30 sekund?

Dzisiaj o pewnej, jak dla nie nowości, bo jakąś fanką firmy Avon nie jestem, ale ich lakiery bardzo lubię i kiedyś miałam jakieś dwa i muszę przyznać, że zużyłam je prawie całe. Były świetne, szybko wysychały i dobrze się trzymały. Skuszona wspomnieniami zamówiłam kolejne trzy, niestety nar azie doszły tylko dwa ;0 Są to lakiery, które mają schnąć w 30 sekund, ciekawe.






Opakowanie 12 ml wykonane ze szkła, bardzo proste. Całość dostajemy jeszcze w czarnym kartoniku, ale ja już go nie posiadam. Pędzelek jest dość długi i wąski, mi odpowiada. Potrzebne są dwie warstwy do uzyskania całkowitego krycia.





Cena całego zestawu to około 26 złotych, nie wiem czy jeszcze je dostaniecie w takiej cenie, ale wydaje mi się ze standardowa cena to około 15 złotych, trochę sporo.

 Moje kolory to Turquoise Pop. Czyli bez drobinowy, kremowy odcień nasyconej mięty. Spodziewałam się bardziej rozbielonego efektu, ale ten także mi odpowiada.






Kolejny to bardziej neutralny odcień o nazwie Ballerina, który jest mlecznym różem, bardzo mi się podoba.






Co dziwne, te lakiery różnią się od siebie trwałością zielony po dwóch dniach odprysnął, różowy dopiero po trzecim dniu porządnie zaczął się ścierać (na obu był top z SH), więc ich jakość jest raczej słaba. Co do samego wysychania w 30 sekund, to dość, że jest to mało możliwe, to jeszcze te lakiery schnął około 10 minut. Po 3 stają się już 'stałe', ale dalej dość podatne na odgniecenia. Po 7 są już twarde.
Myślę, że ich cena jest za wysoka do jakości i trwałości, ale odkąd pamiętam w Avonie opłaca się kupować tylko w promocji.

Pozdrawiam :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Głębokie oczyszczanie z Balełom xD

Kosmetyki niemieckie wiodą prym wśród blogerek i każda coś z nich testowała. Kiedy poszukiwałam bardzo odświeżającego szamponu, który przeczyści moje włosy i skórę głowy około dwóch razy w tygodniu przypomniałam sobie o zachwalanym szamponie z Balea. Mówiły o nim youtuberki i bardzo go chwaliły, więc teraz moja kolej na kilka zdań o nim.


Ja swój egzemplarz zakupiłam w Hali Mirowskiej w Warszawie. Kosztował 14 złotych, myślę, że to całkiem dobra cena, bo doliczając dostawę ze wszystkich stron albo allegro wyszłoby na to samo. Podoba mi się opakowanie, chociaż nie jest przezroczyste i nie mogę sprawdzić ile mi go zostało, a jestem maniakiem sprawdzania kiedy koniec ;0 Pojemność to 250 ml i z miękkiej tubki wyciśniemy go do końca. Kolor szamponu jest przezroczysty, jak gęsta woda i nie ucieka przez palce. Zamknięcie się nie zepsuło, napisy nie zeszły itd.


Produkt bardzo mocno się pieni, więc wystarczy mała ilość żeby pokryć pianą całe włosy. To na plus do wydajności. O dziwo łatwo rozczesuje się po nim włosy (tak, wiem nie można rozczesywać mokrych;p), spodziewałam się jednego kołtuna, który będzie nie do ruszenia. Oczyszczenie jest całkiem ok, ale po tylu opiniach spodziewałam się większego. Włosy są lekkie i sypkie, u nasady lekko podniesione, ale nie mam wrażenia przeszorowanej skóry głowy. Może to i lepiej, że tak delikatnie oczyszcza, bo przy dłuższym stosowaniu mógłby przesuszyć skórę głowy.

Balea szampon głęboko oczyszczający 

Plusy:
-opakowanie
-konsystencja
-wydajny
-dobrze się pieni
-delikatne oczyszczenie, które nie powoduje uszkodzenia skóry
-cena
-przyjemny zapach, trochę za krótko się utrzymuje
-włosy są uniesione i lekkie u nasady
-da się rozczesać włosy

Minusy:
-dostępność

Sugar Daddy Essie

Nie jestem aż tak rozrzutna, żeby kupować lakiery za około 35 złotych, ciekawość wzięła górę i jak się dowiedziałam, że na ekobieca.pl można kupić Essie za 15złotych skusiłam się na dwa. To było kilka miesięcy temu. Mało mnie przekonały te kolory, które kupiłam, ale widocznie musiały dojrzeć w mojej szufladce, żeby w końcu ujrzeć światło dzienno-blogowe. Dlatego dzisiaj prezentuję lakier Essie Sugar Daddy połączone z Golden Rose Holiday.





Kolor Esiaka to mleczny róż, którego widzicie 5 warstw, więc krycie jest całkiem średnie. Paznokcie starłam po trzecim dniu, bo Holideje ( tu i tu )się już skiepściły, ale Essie dalej był w nienaruszonym stanie (miał na sobie jeszcze top z Sally Hansen), żeby uzyskać lepszy efekt 'bieli' jako bazowy lakier dałam kremową odżywkę z Simple Beauty, jej dwie warstwy dają bardzo ładny mleczny efekt, a działa też ie najgorzej i jest tania, około 7 złotych.



niedziela, 25 sierpnia 2013

Nowości z Kobo

Jeśli jeszcze ktoś nie wie, to ten post jest właśnie dla tych, które lubią jakość cieni Kobo i chcą trochę zaoszczędzić, to niech wybiorą się do drogerii Natura przed 28 sierpnia, bo wszystkie wkłady do paletek są w promocji z 13,99 na 6,99, więc taniej niż w Inglocie, pasują do ich paletek. Moja mała prezentacja tego co ja wybrałam.


Wybrałam 6 cieni i jedną paletkę, która teraz kosztuje około 8 złolotych. Jest bardzo solidna i ma lusterko.


1. 201 Iridescent Pink
2. 117 Caffe Latte
3. 208 Bronze
4. 202 Pale Violet
5. 104 Pale Peach
6. 116 Dark Chocolate


201 Iridescent Pink 202 Pale Violet


104 Pale Peach  117 Caffe Latte


 208 Bronze 116 Dark Chocolate

Jak widać cienie są i matowe i intensywnie perłowe. Różnią się też konsystencją. Maty są bardziej suche, a perła bardziej wilgotna i kremowa. Moje poprzednie cienie z tej firmy trzymały się super i podejrzewam, że te tez będą. Wrzucę z nimi makijaż, jak jakiś zrobię :)

Poprzednia notka o cieniach Kobo



Chciałam zakupić te perełki Kobo w wersji różowej, ale wyglądały bardzo słabo i błysk jaki dawały wydawał się bardzo marny, a cena 25 złotych też nie zachęcała. Może jak będą w lepszej cenie to spróbuję, ale nie jestem jeszcze w ogóle przekonana. Jak wasze odczucia do tej nowości, widziałyście, macałyście?

Pozdrawiam :)

środa, 21 sierpnia 2013

O co tyle krzyku? Joanna Argan Oil

O serii kosmetyków Joanny Argan Oil słyszałam na YT bardzo dużo. Wszyscy chwalili szampon i odżywkę, niektórzy wspomnieli o serum na końcówki. Ja bardzo napaliłam się na wypróbowanie tych produktów, ale znam jakość szamponów i odżywek z Joanny, więc nie koniecznie było mi po drodze. Kiedy zobaczyłam maskę do włosów, pomyślałam, że to może być coś lepszego, najwyżej zużyję jako zwykła odżywka.

  •  Odżywienie i wzmocnienie
  • Regeneracja zniszczonych partii
  • Niesamowita miękkość i witalność
  • Łatwość rozczesywania
  • Zmysłowy połysk
  • Ochrona przed puszeniem 

Produkt zamknięty w tubce o pojemności 150 ml, niby nie wiele, ale jego gęsta konsystencja sprawia, że maska jest bardzo wydajna. Na moich długich włosach i przy użytkowaniu 2-3 razy w miesiącu starczyła mi na około 3 tygodnie, więc całkiem dobrze.  Cena produktu (około 8złotych) jest dość korzystna i dostosowana do jego właściwości. Zapach to coś pomiędzy drożdżami, a wanilią. Na włosach ie utrzymuje się za długo. Teraz najważniejsze, czyli działanie. Produkt wygładza włosy w dotyku, ale jednocześnie je puszy. Nie zauważyłam szalonej regeneracji i odżywienia. No nie wiem co mam nawet napisać, bo nie zrobiła mi krzywdy, ale nie dała też cudownego efektu. Włosy były miękkie, delikatne, sypkie, dobrze się je rozczesywały, delikatnie pachniały i tyle. Zero zachwytów i brak ekscytacji. Nie wiem skąd był ten zachwyt nad tą serią. Nawet olejek arganowy nie jest na jakimś 3 miejscu tylko na 9, poprzedza go rząd alkoholi, parafina, olej kokosowy (to na plus) i gliceryna. Brak szału, kompletnie


Joanna Argan Oil maska do włosów



Plusy:
  • dobre opakowanie - wszystko spływa na dół
  • brak parabenów
  • delikatny, przyjemny zapach
  • niska cena
  • włosy pozostały sypkie i miękkie
  • wydajność
  • gęsta i zwarta konsystencja
Minusy:
  • włosy były spuszone
  • skład
  • opis produktu w ogóle się nie sprawdził